czwartek, 30 maja 2013

Co można zjeść, a co powąchać

Wędrówki sprzyjają rozmyślaniom.
Patrzę, przyglądam się, wącham, wdycham.

Przez cały czas chodzi mi po głowie przepis na apetycznego omleta z bluszczykiem kurdybankiem, który podała na swoim blogu prowincjapelnamarzen pisarka, Pani Katarzyna Enerlich: http://prowincjapelnamarzen.blog.pl/2013/05/21/o-bluszczyku-kurdybanku-opowiesc/.
Ciekawi mnie bardzo jak smakuje.

Faktycznie jest to powszechnie spotykana roślinka. Na Kaszubach też ją można wypatrzeć, chociaż z drugiej strony, przed zakwitnięciem łatwo pomylić ją z przetacznikiem perskim.

Bluszczyk wygląda tak:

Fioletowe kwiatki i bardziej okrągłe listki to bluszczyk kurdybanek
Natomiast przetacznik ma kwiatki niebieskie, a listki ostro zakończone [zdjęcie pochodzi z tej strony]:
  
To popularny, mocno korzeniący się chwaścior, a tamto roślina lecznicza

W lasach tutejszych, zwanych borami bażynowym (nazwa kojarzy mi się z Jozinem z Bazin, ktoś pamięta jeszcze ten fenomen? ;) moża napotkać fiołka leśnego (bezwonny):



Pełno jest zawiązującej owoce borówki czernicy, potocznie nazywanej czarną jagodą, aż nie wiem gdzie pstryknąć fotkę, bo tyle tego wokół. Ale w tym roku będzie jej mniej, za to owoce będą większe. Jest jeszcze inna jadalna borówka czerwona, czyli brusznica; tego "stworzenia" też tutaj pełniusieńko. Dopiero kwitnie.

Kwitną też leśne poziomki:



Chodząc z nosem w runie leśnym nie można pominąć użyczającej swego imienia tutejszym lasom, bażyny czarnej. Jak się okazuje po zasięgnięciu języka, jest to relikt polodowcowy. Niestety jest mało fotogeniczna o tej porze roku, ale też jakby zauważam jej mniej niż w ostatnich latach. Jak tylko wypatrzę jakiś ładny egzemplarz to zrobię jej zdjęcie.
Nota bene też ponoć jadalna (aczkolwiek są doniesienia o tym, że jednak niejadalna). W każdym bądź razie, nie ma informacji, że trująca.

Całość tej flory wyzwala wokół niezpomniany zapach. Dla tego zapachu, którego jedna nuta siedzi mi w głowie od 23 lat, przyjeżdżam tutaj by włóczyć się i ciągam ze sobą te biedne Karolki. Ale dzieci dzielnie to wytrzymują, mam nadzieję że zaszczepię w nich bakcyla pieszych wędrówek.

Z jadalnych okazów wytropiliśmy w sobotę "coś większego":

kapryśna ta racica, ma iść na południe a skręca ciągle na zachód;
to wygląda na trop dzika
A na koniec crème de la crème. Nomen omen.
Nie wiem jak potraktować te okazy, czy jako przystawkę czy deser.

Niech no tylko popada deszcz, lub ma się na deszcz, to na poboczach robi się czarno. Szczyt wysypu przypadł również na sobotę, ale wtedy szłam i tylko się gapiłam. Szukałam coraz większych egzemplarzy. Najdorodniejsze mozna przyrównać rozmiarami do cienkich parówek (przepraszam za porównanie).
Najgorsze jest to, że jest to bardzo żarłoczna fauna i potrafi, mówiąc obcesowo, wpierdolić wszystko. Mam obawy o to, co Dziadkowie zastaną na swojej działce jak wrócą w niedzielę, bo w jednym roku liczyli już straty spowodowane brakiem sztucznej regulacji tego okaza.
Proponuję, aby w ramach rekompensaty za zmniejszenie eksportu winniczka, o którym przeczytałam w lokalnej gazecie
"Wg danych GUS, od 2004 r. do 2012 r. eksport ślimaków spadł z 500 ton do 175 ton rocznie." (Dziennik Bałtycki z 24.05.2013 r.) 
wysyłać do miłośników mięczaków to stworzenie - voilà:


Szczególnie w podzięce za to, co prezentują w hamerykańskich subwayach [do przeczytania tu].

No to dobry nocy życzę  :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...

(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...