czwartek, 10 stycznia 2013

Martin Eden...

Swoją recenzją, Zakurzona przypomniała mi o moich pierwszych fascynacjach i książkach, które uważałam za przełomowe w swoim życiu. Taką książką był „Martin Eden” Jacka Londona. Przeczytana jako lektura, dla mnie nie była lekturą. Była książką, która zmieniła moje życie.
Przypomniałam to sobie teraz, po tylu tylu latach…. a przysięgnę, że gdyby ktoś zapytał mnie jeszcze 2 tygodnie temu, jaką książkę uważam za ważną w swoim życiu nie pamiętałabym o niej.
Czuję i widzę, że stoję w pewnym przełomowym dla siebie momencie jeśli chodzi o życie zawodowe.
Zmiany, które dzieją się obok, na które nie mam wpływu i te, na które mam wpływ mówią mi: „Decyduj co chcesz robić.”
Jeszcze przed świętami był sygnał, że będzie można starać się wspiąć wyżej. Z pełnym błogosławieństwem szefa. Ale przedświąteczny pośpiech, zamęt, stres, napięcie powodował że podświadomie mówiłam sobie ”Zastanowisz się jak już zwolnisz, spokojnie”.
I co – zwolnione życie – od razu dało odpowiedź: „Nie, dziękuję. To nie dla mnie. Nie jestem zainteresowana. Mam swoich Karolków do zarządzania, po co mi jeszcze taka praca? Tutaj ledwo daję radę, co dopiero tam.”
A teraz zabierają mi lwią część pracy, którą wykonywałam od czasu urodzenia Większego K. – prawie 5 lat. Polubiłam tę działkę. Ale szef ma taką wizję. A mój bezpośredni mówi „Zastanówcie się co chcecie robić”. No to przepraszam, kto tu rządzi : „Leon, czy jego dzieci?”.
A jeszcze w połowie grudnia była szansa na faktyczny rozwój, ale drzwi zamknięto mi przed nosem mówiąc TYLKO WARSZAWA.
I co ma wspólnego Martin Eden z tym wszystkim? To, że brzydzi mnie już to ciągłe staranie się o to, by było dobrze, zgodnie z prawem, bez szkody dla człowieka, bo przychodzi taki moment gdy widzisz, że tam gdzie powinien być ład i wizja, nie ma nic. Pustka. Zero wartości.
Skaczę w otchłań.

4 komentarze:

  1. Zaskakujące skojarzenie. Dlaczego właśnie na Martina Edena wypadło? Kilka tygodni temu ktoś podełał mi kolejny łańcuszek - 10 najważniejszych książek. Po pierwsze nie lubie łańcuszków i gdy dostaje je w mailu, choćby od najlepszych znajomych, to zgłaszam jako spam. Po drugie nie lubie wszelakich klasyfikacji typu 10 naj... Co rzekłszy zastanowiłem się i podałem listę, wprawdzie tylko 7 pozycji a wśród nich znalazł sie Martin Eden. Czytałem te książkę po raz pierwszy pewnie w wieku lat 14 a potem wiele razy do niej wracałem. To była taka pozytywistyczna lektura - postanowienie, twarda praca, sukces. To wszystko skontrastowane z rozczarowaniem i zyciowa klęską - sukces, który przyszedł w niewłaściwym czasie. Pamietam, że kilka razy rozważalismy z Matka znaczenie ostatnich słów książki - i w chwili gdy pojął, pojmować przestał - co pojął? Czy mógł inaczej pokierowac swoją literacką karierą? Życiem oczywiście mógł inaczej pokierować - zapomnieć o literackich ciągotach. Czy to dałoby mu szczęście. Tak dawno czytałem te książkę, do tego po polsku. Czas odświeżyć wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie "Martin Eden" też był jedną z najważniejszych książek w życiu, i podobnie ja Ty prawdopodobnie czytałam go mając 14 lat.
      A skojarzenie takie, jakie mam wspomnienia o tej książce... :)
      Chyba musiałabym przeczytać ją ponownie, ale nie mam w zwyczaju wracać do książek już przeczytanych...
      Dziękuję bardzo za komentarz! :D

      Usuń
    2. Nie masz zwyczaju wracać do książek już przeczytanych? A ja odwrotnie - uważam, że jesli nie wróciłem do przeczytanej książki to znaczy, że jej czytanie to byl czas stracony.

      Usuń
    3. Ależ dlaczego? Wolę pozostawić w sobie to wrażenie "z pierwszego razu". Z wiekiem człowiek się zmienia (?), nabiera bagażu doświadczenia i emocje po przeczytaniu mogą być już nie te. Tak uważam. Ale dla Ciebie przeczytam raz jeszcze "Martina" :))
      Ciekawa jestem czy skończę z podobnym ściskiem w gardle jak 28 lat temu.

      Usuń

Bardzo lubię czytać komentarze, za każdym razem aż drżę z emocji: a nuż coś nowego się pojawi...

(Aczkolwkiek chamstwa nie zniese ;))

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...